Plan był ambitny. A przynajmniej
zważywszy na moje górskie doświadczenie i kondycję, a właściwie
kompletny brak tych obu. Z pewnością znalazłyby się osoby, dla
których przejście 500 km górskimi szlakami w miesiąc nie
pretenduje do miana istotnego w życiu dokonania. Miałem nawet
okazję poznać takiego jednego, któremu ta sztuka udała się w
zaledwie 17 dni. Ba, słyszałem, że są tacy co tę trasę pokonali
biegiem. Ja w każdym razie z przejściem głównego szlaku
beskidzkiego (GSB) w miesiąc byłbym zwyczajnie z siebie dumny i
okraszyłbym stosownym wpisem swoje CV...
...niestety będę musiał wpisać tam
coś innego.
Ale i tak było warto spróbować i
przejść „zaledwie” trochę ponad 200km w dwa tygodnie z Ustrzyk
Górnych w Bieszczadach do Żywca w Beskidzie Żywieckim (z
przejazdami busami po drodze rzecz jasna).
|
Bieszczady |
|
Pieniny |
|
Tatry |
|
Beskid Żywiecki |
(na czerwono - trasa pokonana pieszo; na żółto - przejechana)
Było warto odwiedzić schronisko PTTK
Chatka Puchatka, do której nie dałem rady dojść podczas wizyty
tutaj 5 lat wcześniej.
|
Połonina Wetlińska i Chatka Puchatka w tle |
Bardzo było warto przejechać całą
Polskę, żeby spędzić najbardziej sielankowy poranek w moim życiu
w bacówce Jaworzec. Poranek, kiedy po wygramoleniu się skoro świt z namiotu
zasiadłem przy stole przed bacówką i zacząłem przyrządzać na
kuchence kaszkę manną z czekoladą i rodzynkami (posiłek, na który
tydzień później już patrzeć nie mogłem). Dzień dopiero budził się do
życia. Z pierwszymi oznakami gotującej się kaszki słońce zaczęło
wyłaniać się zza zielonych, otaczających polanę z bacówką, gór
przy akompaniamencie ptasich treli w okolicznych lasach. Po zroszonej
jeszcze trawie do stołu podbiegł młody kotek pracowników
schroniska domagając się pieszczot (albo kaszki), zaś drugi już
dorosły gnany instynktem kota-zabójcy jął skradać się do
samotnej brzozy na wzgórzu przed bacówką, na której właśnie
wylądowały jakieś ptaki. Kiedy śniadanie było już gotowe jak na
zawołanie właściciele kotów puścili w radiu jakiś kapitalny,
spokojny kawałek blues'owy, który wprost idealnie komponował się
i dopełniał tę sielankową scenerię, sprawiając, że czas nagle
spowolnił, a ja przez moment poczułem się całkowicie wolny od
wszelkich zmartwień, trosk, spraw do załatwienia i tych wszystkich
zbędnych, negatywnych myśli kołatających się bez przerwy po
głowie. Te kilka minut było chyba jednymi z najbardziej błogich
minut w moim życiu. I dałbym sobie rękę uciąć, żeby każdy
kolejny poranek w moim życiu wyglądał w taki sposób. Będąc w
Bieszczadach 5 lat wcześniej tego nie zaznałem, dopiero teraz, na
tej polance pod Jaworcem odkryłem o co tak naprawdę chodzi z tymi Bieszczadami,
odkryłem ten święty spokój, z którego słyną.
|
Schronisko PPTK Jaworzec |
Wreszcie warto było wpaść w
Bieszczady żeby złożyć życzenia znajomym biorącym ślub w małej
kapliczce w Łopience na końcu drogi szutrowej gdzieś na końcu
świata i zostać przez nich „porwanym” na weselnego grilla do
miejscowości Werlas nad jeziorem Solińskim. A na drugi dzień
zwiedzić wspólnie słynną knajpę Siekierezada w Cisnej. A że
zaplanowaną trasę szlag trafił? Nie szkodzi – było warto!
|
Na zdrowie! |
|
Poranek w Cisnej (Bieszczady) |
Nawet jeśli ominąłem zachodnie
Bieszczady, cały Beskid Niski i Sądecki i przeniosłem się od razu
w Pieniny. Również tutaj jak najbardziej warto było wpaść z
wizytą. Przede wszystkim po to żeby zobaczyć sławetną, krzywą
niczym kończyny nieleczonego reumatyka sosnę, przewijającą się
na większości zdjęć przedstawiających Pieniny. Mowa oczywiście
o sośnie na Sokolicy. Nawet nie pamiętam od jak dawna, zawsze kiedy
przypadkiem trafiłem na zdjęcie owej sosny, marzyłem żeby ją
zobaczyć na żywo. Uważaj o czym marzysz powiadają bo może się
ziścić. Dlatego warto mieć marzenia, choćby nawet takie małe.
Ale również warto było tu wpaść po to żeby wejść na taras
widokowy na Okrąglicy w Trzech Koronach. Widoki może nie tak
imponujące jak ze Sokolicy ale też niezłe. Ba, warto było nawet
wdepnąć do restauracji w Szczawnicy, żeby poczuć klimat
uzdrowiska sprzed kilkudziesięciu lat, gdzie do frytek i sałatek
miałem wątpliwą przyjemność słuchać muzyki żywcem wyjętej z
imprezy zapoznawczej dla seniorów w jakimś właśnie PRL-owskim
uzdrowisku, przy której Janusz Laskowski śpiewając „Beatę z
Albatrosa” wspina się na wyżyny profesjonalizmu muzycznego. Warto
oczywiście dla niezłych sałatek, a nie dla muzyki :)
|
Symbol Pienin - Sokolicka sosna |
|
Inne pienińskie drzewa |
Niespecjalnie warto było fatygować
się do Niedzicy żeby zobaczyć ruiny zamku Czorsztyn i zamek
Niedzica oraz zaporę wodną na jeziorze Czorsztyńskim. Sam nie wiem
czemu ale bardzo chciałem tutaj zajrzeć i zobaczyć te atrakcje.
Fajnie wyglądały na zdjęciach owe zamki i też chciałem je
zobaczyć. A prawda jest taka, że bez straty dla atrakcyjności
wyprawy mogłem tę miejscowość sobie odpuścić. Z drugiej strony
warto było kupić sobie w monopolowym piwko i móc je wypić na
plastikowym zydlu przed tymże sklepem obserwując niespiesznie małomiasteczkowe
życie toczące się na ulicy i poczuć przez chwilę swojski smak
prostego, wiejskiego życia. Ech, kiedy ta emerytura? :)
W drodze z Niedzicy do Bukowiny
Tatrzańskiej idąc szlakiem czerwonym na polanie między
Pawlikowskim Wierchem a Sarnowską Grapą po około 4 godzinach
marszu przycupnąłem sobie na samotnej kłodzie i wpałaszowałem
drugie śniadanie, kontemplując otaczający mnie spokój, ptaki
ćwierkające w pobliskich drzewach i pasące się na polanach krowy.
Dla takich chwil też jak najbardziej warto wyjść z domu i
przejechać choćby i 700km na drugi koniec kraju. O ile lepiej smakują kanapki czy ciastka zjedzone w takich okolicznościach niźli te przed kompem w pośpiechu gdzieś w zamkniętym, klimatyzowanym pomieszczeniu.
Warto było rzecz jasna przyjechać
także i w Tatry. Nawet jeśli przez te kilka dni towarzyszyła mi
codziennie mgła, mżawka czy deszcz. Nawet jeśli przez pogodę
odpuściłem sobie wejście na Rysy i w ogóle część Tatr, do której chciałem zajść. Nawet
jeśli przez gęstą mgłę ograniczającą momentami widoczność do
zaledwie 50m zgubiłem się na Świnicy i nie mogłem znaleźć
szlaku na Kasprowy. Mimo wszystko było warto. Bo widoki może nie
takie jakich oczekiwałem ale też fajne.
|
Morskie Oko |
|
Dolina Pięciu Stawów Polskich |
|
Mizerna, wyschnięta Siklawa |
|
Taternicy na Zawracie |
|
Widok z Zawratu na Orlą Perć (w stronę Wierchów) |
|
Droga z Zawratu na Świnicę |
Bo warto było doznać dreszczyku
emocji kiedy szefowa w schronisku na Hali Kondratowej oznajmiła, że
musi zamknąć wejście na werandę kablem pod napięciem przed
wtargnięciem zimujących na tym terenie niedźwiedzi (i bezdomnych
;)). Bo warto było poznać fajnych turystów i spędzić wieczory na
ciekawych pogaduchach. Na przykład poznać młodego chłopaka spod
Warszawy, który przyjechał w Tatry na rowerze i który z tym
rowerem pod pachą wlazł na Giewont aż pod sam krzyż. Do dzisiaj
nie wiem jakim cudem mu się to udało. A dzień później wtachał
ten rower na Gubałówkę po czym zjechał z jej szczytu do Zakopca.
Ot, tak sobie, dla kaprysu. Fajnie było się dowiedzieć, że w
schronisku w Dolinie Pięciu Stawów Polskich w pokoju gdzie
nocowałem byłem jednym z pięciu turystów z Gdańska i gdzie nawet
dziewczyna pracująca na recepcji również przyjechała z
Gdańska.
Tak swoją drogą już jakiś czas temu
zauważyłem, że Trójmiasto podróżnikami stoi. W końcu sam
Wojciech Cejrowski stąd pochodzi. Również Marek Kamiński czy
Romuald Koperski oraz cała rzesza mniejszych acz znanych w światku podróżniczym nazwisk jak np. Przemek Skokowski, Anita Demianowicz czy wielu innych. Ponad
pół roku wcześniej będąc w małym hostelu w Georgetown w Malezji
poznałem jednego popołudnia 5 osób z Polski, które się też tam
zatrzymały. I jakże, wszystkie były z Gdańska. Miło mieć takie sąsiedztwo.
Wracając jednak w góry. Warto było w
Tatry wpaść także po to żeby zobaczyć np. kozice kiedy
podchodziłem we mgle na Zawrat oraz niedźwiedzie wypasające się
na jagodowiskach w drodze na Giewont (chyba te co to miały się
zakradać do schroniska na Hali Kondratowej).
Ba, warto było nawet zobaczyć
dresiarza idącego z Zakopca na Giewont w oczojebnych trampkach i
dresie tak białym, że nie powstydziłby się go sam Chajzer z
vizirem pod pachą i pomyśleć sobie jak też ten jego strój będzie
wyglądać za parę godzin kiedy zlezie już ze szczytu. A biorąc
pod uwagę, że tego dnia padało, kamienie były mokre i brudne tak
samo jak moje ciemne buty i czarne spodnie do kolan utytłane w
błocie tym większy uśmiech malował się na mojej twarzy. Tak, dresiarzy mi nie szkoda :)
Bo w Tatry zawsze warto wpaść.
|
Widok na Czerwone Wierchy |
|
W drodze na Giewont |
Wreszcie warto było wdepnąć na
chwilę (choć zdecydowanie za krótką) do Beskidu Żywieckiego i
wspiąć się na Babią Górę mimo również bardzo kiepskiej pogody
tego i następnego dnia.
|
W drodze na Babią Górę... |
|
...i z Babiej Góry |
Mimo parszywej pogody warto było wyjść
następnego dnia na szlak i dzięki temu spotkać zaledwie dwie osoby
tego dnia. A prawdopodobnie dzięki temu, że ludzi było tak mało
gdzieś w drodze między Medralową a Beskidem Krzyżowskim zostać
nagle zaskoczonym przez (chyba) młodego samca jelenia, którego
przyłapałem na wyżerce, a który kiedy mnie usłyszał zerwał się
na równe nogi i kilkoma susami wyskoczył z lasu, przeciął szlak
kilka metrów przede mną i wskoczył w zarośla po drugiej stronie
drogi. Fantastyczne doświadczenie. Pewnie gdyby tędy przechodziło
tego dnia pełno ludzi nie miałbym takich atrakcji po drodze.
Także, mimo że plan nie został
zrealizowany warto było i tak przyjechać w góry. Zresztą czy to
góry, czy morze, dzika natura bez ludzi czy duże miasta z ogromną
ich ilością zawsze warto ruszyć cztery litery, wyjść z domu i
poznawać świat. Ten bliski i daleki, swojski i egzotyczny, surowy i
nowoczesny. Warto żyć tak żeby mieć później co wspominać i nie
zmarnować życia, jedynego jakie mamy.
|
Widok z polany przy schronisku PTTK Mała Rawka |
|
Połonina Wetlińska |
|
W drodze ze schroniska PTTK Jaworzec |
|
W tle Połonina Caryńska |
|
W tle Połonina Caryńska |
|
Z Połoniny Wetlińskiej na przełęcz Orłowicza |
|
Dunajec przy PTTK Orlica |
|
Schronisko ZHP Głodówka |
|
Rusinowa Polana |
|
Angor Wat nad Morskim Okiem |
|
Dolina Pięciu Stawów Polskich |
|
Widok na słowacką stronę (w drodze z Kasprowego na Czerwone Wierchy) |
|
W drodze z Kasprowego w stronę Czerwonych Wierchów |
|
Dolina Pięciu Stawów Polskich |
|
Z Morskiego Oka do Doliny Pięciu Stawów (szlak nieb) |
|
Z Morskiego Oka do Doliny Pięciu Stawów (szlak nieb) |
|
W drodze na Rusinową Polanę |
|
Zawrat |
|
Z Morskiego Oka do Doliny Pięciu Stawów |
|
W drodze na Rusinową Polanę |
|
W drodze na Babią Górę (widok na polską stronę Beskidu) |
|
Z Markowych Szczawin do Korbielowa |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz