poniedziałek, 14 września 2015

Bieszczady - Pieniny - Tatry - Beskid Żywiecki (A.D. 2015)

Plan był ambitny. A przynajmniej zważywszy na moje górskie doświadczenie i kondycję, a właściwie kompletny brak tych obu. Z pewnością znalazłyby się osoby, dla których przejście 500 km górskimi szlakami w miesiąc nie pretenduje do miana istotnego w życiu dokonania. Miałem nawet okazję poznać takiego jednego, któremu ta sztuka udała się w zaledwie 17 dni. Ba, słyszałem, że są tacy co tę trasę pokonali biegiem. Ja w każdym razie z przejściem głównego szlaku beskidzkiego (GSB) w miesiąc byłbym zwyczajnie z siebie dumny i okraszyłbym stosownym wpisem swoje CV...

...niestety będę musiał wpisać tam coś innego.

Ale i tak było warto spróbować i przejść „zaledwie” trochę ponad 200km w dwa tygodnie z Ustrzyk Górnych w Bieszczadach do Żywca w Beskidzie Żywieckim (z przejazdami busami po drodze rzecz jasna).


Bieszczady

Pieniny

Tatry

Beskid Żywiecki
(na czerwono - trasa pokonana pieszo; na żółto - przejechana)


Było warto odwiedzić schronisko PTTK Chatka Puchatka, do której nie dałem rady dojść podczas wizyty tutaj 5 lat wcześniej.

Połonina Wetlińska i Chatka Puchatka w tle

Bardzo było warto przejechać całą Polskę, żeby spędzić najbardziej sielankowy poranek w moim życiu w bacówce Jaworzec. Poranek, kiedy po wygramoleniu się skoro świt z namiotu zasiadłem przy stole przed bacówką i zacząłem przyrządzać na kuchence kaszkę manną z czekoladą i rodzynkami (posiłek, na który tydzień później już patrzeć nie mogłem). Dzień dopiero budził się do życia. Z pierwszymi oznakami gotującej się kaszki słońce zaczęło wyłaniać się zza zielonych, otaczających polanę z bacówką, gór przy akompaniamencie ptasich treli w okolicznych lasach. Po zroszonej jeszcze trawie do stołu podbiegł młody kotek pracowników schroniska domagając się pieszczot (albo kaszki), zaś drugi już dorosły gnany instynktem kota-zabójcy jął skradać się do samotnej brzozy na wzgórzu przed bacówką, na której właśnie wylądowały jakieś ptaki. Kiedy śniadanie było już gotowe jak na zawołanie właściciele kotów puścili w radiu jakiś kapitalny, spokojny kawałek blues'owy, który wprost idealnie komponował się i dopełniał tę sielankową scenerię, sprawiając, że czas nagle spowolnił, a ja przez moment poczułem się całkowicie wolny od wszelkich zmartwień, trosk, spraw do załatwienia i tych wszystkich zbędnych, negatywnych myśli kołatających się bez przerwy po głowie. Te kilka minut było chyba jednymi z najbardziej błogich minut w moim życiu. I dałbym sobie rękę uciąć, żeby każdy kolejny poranek w moim życiu wyglądał w taki sposób. Będąc w Bieszczadach 5 lat wcześniej tego nie zaznałem, dopiero teraz, na tej polance pod Jaworcem odkryłem o co tak naprawdę chodzi z tymi Bieszczadami, odkryłem ten święty spokój, z którego słyną.

Schronisko PPTK Jaworzec

Wreszcie warto było wpaść w Bieszczady żeby złożyć życzenia znajomym biorącym ślub w małej kapliczce w Łopience na końcu drogi szutrowej gdzieś na końcu świata i zostać przez nich „porwanym” na weselnego grilla do miejscowości Werlas nad jeziorem Solińskim. A na drugi dzień zwiedzić wspólnie słynną knajpę Siekierezada w Cisnej. A że zaplanowaną trasę szlag trafił? Nie szkodzi – było warto!

Na zdrowie!

Poranek w Cisnej (Bieszczady)

Nawet jeśli ominąłem zachodnie Bieszczady, cały Beskid Niski i Sądecki i przeniosłem się od razu w Pieniny. Również tutaj jak najbardziej warto było wpaść z wizytą. Przede wszystkim po to żeby zobaczyć sławetną, krzywą niczym kończyny nieleczonego reumatyka sosnę, przewijającą się na większości zdjęć przedstawiających Pieniny. Mowa oczywiście o sośnie na Sokolicy. Nawet nie pamiętam od jak dawna, zawsze kiedy przypadkiem trafiłem na zdjęcie owej sosny, marzyłem żeby ją zobaczyć na żywo. Uważaj o czym marzysz powiadają bo może się ziścić. Dlatego warto mieć marzenia, choćby nawet takie małe. Ale również warto było tu wpaść po to żeby wejść na taras widokowy na Okrąglicy w Trzech Koronach. Widoki może nie tak imponujące jak ze Sokolicy ale też niezłe. Ba, warto było nawet wdepnąć do restauracji w Szczawnicy, żeby poczuć klimat uzdrowiska sprzed kilkudziesięciu lat, gdzie do frytek i sałatek miałem wątpliwą przyjemność słuchać muzyki żywcem wyjętej z imprezy zapoznawczej dla seniorów w jakimś właśnie PRL-owskim uzdrowisku, przy której Janusz Laskowski śpiewając „Beatę z Albatrosa” wspina się na wyżyny profesjonalizmu muzycznego. Warto oczywiście dla niezłych sałatek, a nie dla muzyki :)


Symbol Pienin - Sokolicka sosna

Inne pienińskie drzewa

Niespecjalnie warto było fatygować się do Niedzicy żeby zobaczyć ruiny zamku Czorsztyn i zamek Niedzica oraz zaporę wodną na jeziorze Czorsztyńskim. Sam nie wiem czemu ale bardzo chciałem tutaj zajrzeć i zobaczyć te atrakcje. Fajnie wyglądały na zdjęciach owe zamki i też chciałem je zobaczyć. A prawda jest taka, że bez straty dla atrakcyjności wyprawy mogłem tę miejscowość sobie odpuścić. Z drugiej strony warto było kupić sobie w monopolowym piwko i móc je wypić na plastikowym zydlu przed tymże sklepem obserwując niespiesznie małomiasteczkowe życie toczące się na ulicy i poczuć przez chwilę swojski smak prostego, wiejskiego życia. Ech, kiedy ta emerytura? :)

W drodze z Niedzicy do Bukowiny Tatrzańskiej idąc szlakiem czerwonym na polanie między Pawlikowskim Wierchem a Sarnowską Grapą po około 4 godzinach marszu przycupnąłem sobie na samotnej kłodzie i wpałaszowałem drugie śniadanie, kontemplując otaczający mnie spokój, ptaki ćwierkające w pobliskich drzewach i pasące się na polanach krowy. Dla takich chwil też jak najbardziej warto wyjść z domu i przejechać choćby i 700km na drugi koniec kraju. O ile lepiej smakują kanapki czy ciastka zjedzone w takich okolicznościach niźli te przed kompem w pośpiechu gdzieś w zamkniętym, klimatyzowanym pomieszczeniu.


Warto było rzecz jasna przyjechać także i w Tatry. Nawet jeśli przez te kilka dni towarzyszyła mi codziennie mgła, mżawka czy deszcz. Nawet jeśli przez pogodę odpuściłem sobie wejście na Rysy i w ogóle część Tatr, do której chciałem zajść. Nawet jeśli przez gęstą mgłę ograniczającą momentami widoczność do zaledwie 50m zgubiłem się na Świnicy i nie mogłem znaleźć szlaku na Kasprowy. Mimo wszystko było warto. Bo widoki może nie takie jakich oczekiwałem ale też fajne.


Morskie Oko

Dolina Pięciu Stawów Polskich

Mizerna, wyschnięta Siklawa

Taternicy na Zawracie

Widok z Zawratu na Orlą Perć (w stronę Wierchów)

Droga z Zawratu na Świnicę

Bo warto było doznać dreszczyku emocji kiedy szefowa w schronisku na Hali Kondratowej oznajmiła, że musi zamknąć wejście na werandę kablem pod napięciem przed wtargnięciem zimujących na tym terenie niedźwiedzi (i bezdomnych ;)). Bo warto było poznać fajnych turystów i spędzić wieczory na ciekawych pogaduchach. Na przykład poznać młodego chłopaka spod Warszawy, który przyjechał w Tatry na rowerze i który z tym rowerem pod pachą wlazł na Giewont aż pod sam krzyż. Do dzisiaj nie wiem jakim cudem mu się to udało. A dzień później wtachał ten rower na Gubałówkę po czym zjechał z jej szczytu do Zakopca. Ot, tak sobie, dla kaprysu. Fajnie było się dowiedzieć, że w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów Polskich w pokoju gdzie nocowałem byłem jednym z pięciu turystów z Gdańska i gdzie nawet dziewczyna pracująca na recepcji również przyjechała z Gdańska.
Tak swoją drogą już jakiś czas temu zauważyłem, że Trójmiasto podróżnikami stoi. W końcu sam Wojciech Cejrowski stąd pochodzi. Również Marek Kamiński czy Romuald Koperski oraz cała rzesza mniejszych acz znanych w światku podróżniczym nazwisk jak np. Przemek Skokowski, Anita Demianowicz czy wielu innych. Ponad pół roku wcześniej będąc w małym hostelu w Georgetown w Malezji poznałem jednego popołudnia 5 osób z Polski, które się też tam zatrzymały. I jakże, wszystkie były z Gdańska. Miło mieć takie sąsiedztwo.

Wracając jednak w góry. Warto było w Tatry wpaść także po to żeby zobaczyć np. kozice kiedy podchodziłem we mgle na Zawrat oraz niedźwiedzie wypasające się na jagodowiskach w drodze na Giewont (chyba te co to miały się zakradać do schroniska na Hali Kondratowej).
Ba, warto było nawet zobaczyć dresiarza idącego z Zakopca na Giewont w oczojebnych trampkach i dresie tak białym, że nie powstydziłby się go sam Chajzer z vizirem pod pachą i pomyśleć sobie jak też ten jego strój będzie wyglądać za parę godzin kiedy zlezie już ze szczytu. A biorąc pod uwagę, że tego dnia padało, kamienie były mokre i brudne tak samo jak moje ciemne buty i czarne spodnie do kolan utytłane w błocie tym większy uśmiech malował się na mojej twarzy. Tak, dresiarzy mi nie szkoda :) 
Bo w Tatry zawsze warto wpaść.

Widok na Czerwone Wierchy

W drodze na Giewont

Wreszcie warto było wdepnąć na chwilę (choć zdecydowanie za krótką) do Beskidu Żywieckiego i wspiąć się na Babią Górę mimo również bardzo kiepskiej pogody tego i następnego dnia.


W drodze na Babią Górę...

...i z Babiej Góry

Mimo parszywej pogody warto było wyjść następnego dnia na szlak i dzięki temu spotkać zaledwie dwie osoby tego dnia. A prawdopodobnie dzięki temu, że ludzi było tak mało gdzieś w drodze między Medralową a Beskidem Krzyżowskim zostać nagle zaskoczonym przez (chyba) młodego samca jelenia, którego przyłapałem na wyżerce, a który kiedy mnie usłyszał zerwał się na równe nogi i kilkoma susami wyskoczył z lasu, przeciął szlak kilka metrów przede mną i wskoczył w zarośla po drugiej stronie drogi. Fantastyczne doświadczenie. Pewnie gdyby tędy przechodziło tego dnia pełno ludzi nie miałbym takich atrakcji po drodze.


Także, mimo że plan nie został zrealizowany warto było i tak przyjechać w góry. Zresztą czy to góry, czy morze, dzika natura bez ludzi czy duże miasta z ogromną ich ilością zawsze warto ruszyć cztery litery, wyjść z domu i poznawać świat. Ten bliski i daleki, swojski i egzotyczny, surowy i nowoczesny. Warto żyć tak żeby mieć później co wspominać i nie zmarnować życia, jedynego jakie mamy.

Widok z polany przy schronisku PTTK Mała Rawka

Połonina Wetlińska

W drodze ze schroniska PTTK Jaworzec

W tle Połonina Caryńska

W tle Połonina Caryńska

Z Połoniny Wetlińskiej na przełęcz Orłowicza

Dunajec przy PTTK Orlica

Schronisko ZHP Głodówka

Rusinowa Polana

Angor Wat nad Morskim Okiem

Dolina Pięciu Stawów Polskich

Widok na słowacką stronę (w drodze z Kasprowego na Czerwone Wierchy)

W drodze z Kasprowego w stronę Czerwonych Wierchów

Dolina Pięciu Stawów Polskich

Z Morskiego Oka do Doliny Pięciu Stawów (szlak nieb)

Z Morskiego Oka do Doliny Pięciu Stawów (szlak nieb)

W drodze na Rusinową Polanę

Zawrat

Z Morskiego Oka do Doliny Pięciu Stawów

W drodze na Rusinową Polanę

W drodze na Babią Górę (widok na polską stronę Beskidu)

Z Markowych Szczawin do Korbielowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz