piątek, 26 grudnia 2014

Tajlandia - podsumowanie kosztów (część 1 i nie ostatnia mam nadzieję)

Jako, że czasu było niewiele (Kasia miała ograniczony urlop) odpuściliśmy sobie wszystko co na północ, wschód i zachód od stolicy Tajlandii, żeby nie pędzić na załamanie karu spędzając wszędzie po 1-2 dni. W związku z tym, że pobyt był dość krótki oraz fakt, że w sezonie tajskie południe do tanich nie należy, "dniówka" wyszła niemała. No i jak się wali piwo za 4 dychy to też niestety robi swoje. Ale w końcu nie samym smażonym ryżem i makaronem można ciągle żyć :)


okres pobytu
23 listopad 2014 - 2 grudzień 2014  
ilość dni
10
       
WYDATKI
wartość
waluta
uwagi
noclegi
1 225
baht
- hostel w Bangkok (4 noce) - 700 baht
- hostel w Krabi Town (2 noce w dwójce za 260 baht/noc) - 260 baht
- hostel w Krabi Town (1 noc w dwójce za 350 baht/noc) - 175 baht
- hostel w Krabi Town (1 noc w dwójce za 180 baht/noc) - 90 baht
transport
1669

21
baht

euro
- minivan od granicy do Trat - 120 baht
- bus z Trat do Bangkok - 265 baht
- skytrain Bangkok - 25 baht
- metro Bangkok - 27 baht
- łódź do Khao San Rd - 15 baht
- bus w Bangkoku - 6,5 baht
- bus w Bangkoku - 6,5 baht
- metro Bangkok - 25 baht
- pociąg na lotnisko w Bangkoku - 35 baht
- samolot z Bangkok do Krabi Town - 21 euro
- shuttle bus z lotniska do Krabi Town - 90 baht
- łódź Krabi Town - Railay (w 2 strony) - 300 baht
- bus na bus station w Krabi Town - 30 baht
- bus z bus station do Krabi Town - 20 baht
- łódź Krabi Town - Railay (w 2 strony) - 300 baht
- bus z Krabi Town do Ao Nang (w 2 strony) - 100 baht
- bus na bus station Krabi Town - 20 baht
- bus z Krabi Town do HatYai - 240 baht
- bus z HatYai do Padang Besar (granica) - 44 baht
inne
175
baht
okulary przeciwsłoneczne na Khao San Rd
 
700
baht
dredy na Khao San Rd
 
69
baht
tshirt na jarmarku w Krabi Town
 
1 222
baht
wejściówki do muzeów/parków/etc. W tym:
- wejściówka do Skybar w Bangkoku (piwo z menu) - 422 baht
- wycieczka 7 islands trip (do dupy, nie polecam) - 800 baht
       
CAŁOŚĆ WYDATKÓW
6 344
baht
697 PLN visa
 
21
euro
91 PLN  
 
0
baht
0 PLN mastercard
 
788
PLN
     
KOSZTY NA 1 DZIEŃ
79
PLN
     

Obowiązujący w tym czasie kurs to 1 PLN = 9,3 baht


Uwagi:
1. CAŁOŚĆ WYDATKÓW obejmuje wszystkie wypłaty z bankomatów w trakcie pobytu w kraju, zatem również wydatki nieuwzględnione w tabeli jak np. żarcie
2. Wartości w PLN na podstawie tego co bank przeliczył i zeżarł z konta
3. Wartości w CAŁOŚĆ WYDATKÓW są orientacyjne, czasami zostaje kasa z kraju z którego przyjeżdżam i ciężko to rozliczyć ale generalnie nie są to duże rozbieżności i można założyć, że wartości w tabeli są OK

czwartek, 25 grudnia 2014

W poszukiwaniu rajskiej plaży, ć.d.

Musiałem przejechać pół świata, żeby stwierdzić, że plaże w Polsce niczym nie ustępują najpiękniejszym plażom świata z rankingu top 10. No może jeśli chodzi o temperaturę wody to wypadamy blado, niestety. Choć to akurat kwestia względna, co kto lubi. Przynajmniej jest efekt orzeźwienia, którego wchodząc do wody o temperaturze 30stC nie uświadczysz za cholerę. Ale nawet na Pranang beach na półwyspie Railay, uważanej za jedną z 10 najpiękniejszych plaż świata (Mick Jagger i Collin Farel nie mogą się mylić ;)) nie uświadczysz tak białego i drobnego piasku jak np. w miejscowości Stilo na wschód od Łeby. Nie ma również szans żeby znaleźć choćby 20m kwadratowych wolnej przestrzeni bez ręczników i ich właścicieli ze wszystkich stron świata, podczas gdy ponownie w takim Stilo można z powodzeniem znaleźć wolne miejsce gdzie w zasięgu wzroku nie uświadczysz żywej duszy. I żeby nie było, że narzekam – faktycznie Pranang beach jest piękna: przezroczysta ciepła woda, rybki, urokliwe skały na wzór tych z Halong Bay wystające z wody czy oferujące cień na piasku na pewno każdemu się spodobają. Longtail boat’y pływające wszędzie w te i nazat przywożące i odwożące kolejnych turystów oraz te zamienione na pływające bary zakotwiczone na plaży również mają swój niepowtarzalny urok. A do tego jeszcze jak ktoś jest w stanie wysupłać 18 tyś. PLN (tak, to nie pomyłka) za jeden nocleg w przyplażowym hotelu pewnie będzie w niebo wzięty. Pod warunkiem, że lubi siedzieć całymi dniami na plaży i jest w stanie nie robić absolutnie nic przez kilka dni. Ewentualnie wspina się na skałki, bo półwysep Railay przyciąga wspinaczy z całego świata oferując podobno rewelacyjne po temu warunki. Ja nie potrafię nie robić nic przez kilka dni, ani się nie wspinam więc 1,5 dnia spędzone na plaży było dla mnie aż za nad to (choć wyobrażam sobie, że mógłbym przeboleć więcej jeśli noclegowałbym w willi wspomnianej wyżej :).

wtorek, 23 grudnia 2014

Tajlandia. Bangkok

Muszę napisać, że nie mogłem się już trochę doczekać Tajlandii po 2 miesiącach spędzonych w Wietnamie i Kambodży. Szczególnie biednej Kambodży. Nie żeby tam było jakoś wyjątkowo źle, że mi się nie podobało. Wręcz przeciwnie, bardzo dobrze wspominam swój pobyt w tych krajach. Ale ponad miesiąc bez ciepłego prysznica (i pomyśleć, że jeszcze 4 miesiące temu można by mnie torturować polewając zimną wodą i wszystko bym wyśpiewał jak na spowiedzi), dość monotonne żarcie (jeśli stołujesz się jak najtaniej), mało spożywczaków z kiepskim wyborem i ogólnie jakiś taki brak tego wszystkiego do czego mnie zachodnia cywilizacja przyzwyczaiła robił swoje. Tak sobie zdałem sprawę, że przez ostatnie kilka tygodni nie widziałem nawet tak prozaicznej rzeczy jak drogowa sygnalizacja świetlna. W drugim i trzecim największym mieście Kambodży (Siem Reap i Battambang, nie wspominając o zadupiastym Koh Kong) nie było ani jednego światła drogowego, a znaków drogowych mniej niż na jednym skrzyżowaniu w Gdańsku. Ale jakoś to wszystko działało o dziwo. Tak, zdecydowanie wyczekiwałem Tajlandii z jej nowoczesnością, bogato zaopatrzonymi sklepami i ogólnie takim powiewem cywilizacji zachodniej.

środa, 17 grudnia 2014

Kambodża - podsumowanie kosztów

Ponieważ w Kambodży walutą ogólnie obowiązującą obok ichnich rieli są dolary amerykańskie (nawet bankomaty je wypluwają), którymi głównie płaciłem, koszty podaję w tychże.
Riele są wydawane jeśli sprzedawca akurat nie ma odliczonej kwoty dolców albo w przypadku jeśli reszta wynosi mniej niż 1 dolara. Na początku miałem z tym niezły ból głowy ale po 2-3 dniach idzie się przyzwyczaić. Łatwo dać się oszukać jak nie umiesz szybko liczyć w głowie, na szczęście żadnemu sprzedawcy w Kambodży nie przyszło to do głowy. I w sumie to niezła sprawa - płacisz 2 dolce i dostajesz 2000 reszty ;)


okres pobytu
25 październik 2014 - 23 listopad 2014  
ilość dni
29
       
WYDATKI
wartość
waluta
uwagi
noclegi
68
US dollar
- hostel w Phnom Penh (4 noce) - 14$
- syfiasty hostel w Sihanoukville z pluskwami (2 noce) - 4$
- rewelacyjny hostel w Siem Reap (14 nocy) - 33,5$
- hostel w Battambang (2 noce) - 4$
- hostel Koh Kong (6 nocy w hamaku) - 12$
transport
60
US dollar
- mototaxi do Killing Fields - 8$
- bus do Sihanoukville - 5$
- mototaxi z dworca autobusowego Sihanoukville do hostelu - 2$
- bus Sihanoukville do Siem Reap - 15$
- tuk tuk z dworca autobusowego Siem Reap do hostelu - 1,5$
   (w sumie 3$ dzielone na 2 osoby)
- bus Siem Reap do Battambang - 4,5$
- tuk tuk do Bamboo train i Phnom Sampeau (wycieczka pół dnia) - 5$
- bus nocny Battambang do Koh Kong - 15$
- mototaxi z dworca autobusowego Koh Kong do hostelu - 1$
- mototaxi z hostelu do granicy tajskiej - 3$
inne
1
US dollar
pocztówki od ulicznego sprzedawcy w Phnom Penh 
 
1
US dollar
datek na potrzebujących w Siem Reap  
 
8
US dollar
- wypożyczenie roweru w Sihanoukville - 2$
- wypożyczenie roweru (2 dni) w Siem Reap - 3$
- wypożyczenie roweru Battambang - 1$
- wypożyczenie roweru w Koh Kong (2 dni, zapłaciłem tylko za 1) - 1,5$
 
39
US dollar
wejściówki do muzeów/parków/etc. W tym:
- świątynia Wat Phnom w centrum Pnom Penh - 1$
- muzeum Tuol Sleng - 3$
- Killing fields - 6$
- Angor Wat (1 dzień) - 20$
- Bamboo train (dwie strony) - 5$
- Phhom Sampeau (świątynia buddyjska + Killig cave) - 3$
- Mangrove forest w Koh Kong - 1,25$
 
2
US dollar
rybny pilling stóp (30min + piwo gratis)  
 
3
US dollar
słuchawki do laptopa w Siem Reap  
 
1
US dollar
pranie w Siem Reap  
 
35
US dollar
wiza (na granicy)
       
CAŁOŚĆ WYDATKÓW
425
US dollar
1482 PLN visa
 
0
US dollar
0 PLN mastercard
 
1 482
PLN
     
KOSZTY NA 1 DZIEŃ
51
PLN
     

Obowiązujący w tym czasie kurs to 1$ = 4000 rieli


Uwagi:
1. CAŁOŚĆ WYDATKÓW obejmuje wszystkie wypłaty z bankomatów w trakcie pobytu w kraju, zatem również wydatki nieuwzględnione w tabeli jak np. żarcie
2. Wartości w PLN na podstawie tego co bank przeliczył i zeżarł z konta
3. Wartości w CAŁOŚĆ WYDATKÓW są orientacyjne, czasami zostaje kasa z kraju z którego przyjeżdżam i ciężko to rozliczyć ale generalnie nie są to duże rozbieżności i można założyć, że wartości w tabeli są OK

O tym jak warto czasem zboczyć z utartego szlaku

Ukrytym skarbem Kambodży są jej mieszkańcy. Najbiedniejszy kraj regionu, nie tak tłumnie odwiedzany przez turystów (z wyjątkiem może Angor Wat) jak jego sąsiedzi nie zdążył jeszcze przesiąknąć turystyczną komerchą (choć zmierza w tym kierunku w te pędy), a uśmiechy na twarzach jego mieszkańców i ich przyjazne nastawienie są wciąż naturalne, a nie spowodowane chęcią wyciągnięcia od turystów kolejnych dolarów. Tym dziwniejsze, że najlepszy czas w Kambodży spędziłem z zagranicznymi turystami i ekspatami podróżującymi i żyjącymi w tym kraju. Zresztą pewnie w myśl powiedzenia, że lubimy to co znamy. A może zwyczajnie nie interesują mnie inne kultury? Tak czy siak najpierw miałem okazję spędzić miło tydzień czasu w Siem Reap z trzema współlokatorkami z Niemiec, Brazylii i Polski, zaś przeszło tydzień i jedno miasto później fajny tydzień w Koh Kong z najdziwniejszą menażerią jaką miałem okazję kiedykolwiek poznać.

wtorek, 2 grudnia 2014

Pozdrowienia z Tajlandii

W oczekiwaniu na kolejnego posta, który nie wiem kiedy się pojawi, bo ostatnimi dniami odczuwam totalny brak weny i natchnienia do sklecenia choćby kilku zdań, zamieszczam pocztówkę z Tajlandii gdzie miałem okazję z Kasią spędzić kilka dni na błogim nieróbstwie z pozdrowieniami dla czytelników i podziękowaniami za stałą obecność :)


Fotka zrobiona na Pranang beach na półwyspie Railay - podobno jednej z 10 najpiękniejszych plaż świata. Podobno widywane były tam takie znamienitości jak Collin Farrel czy Mick Jagger a koncerty dawał Fatboy Slim. Ale jestem przekonany, że jakby Jagger czy inny Farrel odwiedził np. plażę w Stilo to nie mielibyśmy się absolutnie czego wstydzić. Takiego piasku jak u nas na wybrzeżu nie widziałem jeszcze nigdzie tutaj.

Zważywszy na aktualną pogodę w Polsce mam nadzieję, że nikt się nie obrazi ;) Ale żeby ulżyć tym którzy jednak poczują niemiłe ukłucie w bok napiszę, że takie upały równie ciężko czasem znieść co mrozy i szarzyznę w Polsce :)

Pozdrawiamy
KatQ i BenQ

sobota, 29 listopada 2014

Battambang niewart wizyty

Siedzę sobie w centrum Battambang pod drzewem na ławce ustawionej na promenadzie ciągnącej się wzdłuż rzeki przecinającej miasto na pół i wśród zgiełku ulicy z drugiej strony rzeki dochodzi do moich uszu pianie koguta. Niezupełnie takich odgłosów można się spodziewać w centrum drugiego największego miasta w kraju, nawet jeśli jest to Kambodża. Wg najpopularniejszego przewodnika dla backpakersów miasto ma wyjątkowy urok pośród największych miast w kraju i udanie łączy wygląd nowoczesnego miasta z małomiasteczkową życzliwością i przyjaznością, a to wszystko pośród bardzo dobrze zachowanej kolonialnej architektury. Po takiej rekomendacji nie można nie odwiedzić. Sporo bzdur i głupich porad wyczytałem w tymże poradniku, ale ta biła je wszystkie na głowę. Przynajmniej w mojej opinii.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Angkor Wat

Kiedy w XII w. n.e. ówczesny Londyn (nie mylić z Lądkiem-Zdrój) zamieszkiwało 50 tysięcy mieszkańców, tysiące kilometrów na wschód w nieznanym, egzotycznym państwie Khmerów było miasto-stolica, zamieszkane przez, jak się szacuje, nawet 1 milion ludzi. Liczba, którą Londyn osiągnął dopiero 700 lat później (a Lądek-Zdrój pewnie nigdy). W tym czasie, pod koniec XII w. za sprawą króla Dżajawarmana VII, obok istniejącej od początku XII w. świątyni Angor Wat wybudowanej przez jego poprzednika, powstaje nowe, otoczone murem miasto Angkor Thom oraz świątynie Bayon, Ta Prohm czy Preah Khan, które w 700 lat później będą przyciągać miliony turystów rocznie z całego świata, w tym moją skromną osobę.

środa, 19 listopada 2014

Kambodża. Siem Reap

Siem Reap, miasto które jeszcze 10 lat temu było ubitym klepiskiem gdzie psy dupami szczekały, zaś dziś prężnie rozwijającym się ośrodkiem turystycznym z setkami hosteli, hoteli, guesthousów, małych i dużych, szalenie tanich (np. mój Mangolo hostel za 2,5$/noc, który strasznie polecam jakby się ktoś tutaj wybierał) i obrzydliwie drogich, z jeszcze większą ilością sklepów z pamiątkami i ciuchami, barów, knajp i restauracji na każdą kieszeń oraz równie dużą liczbą salonów masażu czy akwariów z rybkami oczyszczającymi styrane marszem przez świątynie stopy (fajna sprawa, chociaż ledwo wytrzymałem pierwsze 5 minut jak zaczęły mnie podgryzać :) chociaż później było już lepiej). Czyli dla każdego coś dobrego. Miasto, które funkcjonuje chyba tylko z jednego powodu i dla tego jednego jedynego powodu zjeżdżają tu rokrocznie miliony turystów i wycieczkowiczów z całego świata. Oczywiście chodzi o Angkor Wat.

piątek, 14 listopada 2014

Sodoma i Gomora ;)

Dzisiaj wyjątkowo krótko bo i nie ma nad czym się specjalnie rozwodzić. Ponownie zachciało mi się powygrzewać (już nie takie białe :)) cielsko na rajskich plażach południowego wybrzeża Kambodży gdzie miałem znaleźć to czego nie udało mi się znaleźć w Wietnamie – palmy, przezroczysta, turkusowa woda i biały piasek. I ku mojej uciesze nawet udało mi się to ujrzeć – może poza palmami ale te zastąpiły inne drzewa. Niestety znalazłem też wiele więcej, znacznie mniej fajnych rzeczy. A akcja miała miejsce w Sihanoukville – najbardziej popularnym kurorcie morskim Kambodży.

środa, 12 listopada 2014

Wietnam - podsumowanie kosztów

Pomyślałem sobie, że zrobię wpisy praktyczne, podsumowujące wydatki w każdym odwiedzonym kraju. W zasadzie dla siebie samego, żeby sprawdzać i pilnować na bieżąco czy budżet się dopina, z ciekawości czy koszty dzienne są takie jakich się spodziewałem przed wyjazdem oraz ku pamięci, ale przy okazji też dla innych jakby kogoś to interesowało, co po ile. Generalnie notuję każdy wydatek poza jedzeniem czy zakupami w spożywczakach stąd tych ostatnich nie ma w szczegółowym zestawieniu aczkolwiek są ujęte w kosztach całkowitych.

Poniżej podsumowanie finansowe Wietnamu

okres pobytu
28 wrzesień 2014 - 25 październik 2014  
ilość dni
28
       
WYDATKI
wartość
waluta
uwagi
noclegi
3 495 000
dong
- hostel w Sapa - 82 000 dongów
- 2-dniowy trekking w Sapa z noclegiem w homestay - 550 000 dongów
- hostel w Hanoi (2 noce) - 253 500 dongów
- hostel w Cat Ba Town (3 noce) - 252 000 dongów
- hostel w Hanoi - 150 000 dongów
- hostel w Hue - 105 000 dongów
- hostel w Hoi An (3 noce) - 380 000 dongów
- hostel w Nha Trang (2 noce) - 250 000 dongów
- hostel w Mui Ne (2 noce) - 267 000 dongów
- hostel w Sajgon (3 noce) - 385 000 dongów
- hostel w Sajgon (dodatkowa noc) - 130 000 dongów
- 2-dniowa wycieczka delta mekongu z noclegiem w homestay - 480 000 dongów
- hostel w Chau Doc (2 noce) - 211 000 dongów
transport
2 224 000
dong
- mototaxi od granicy chińskiej do dworca autobusowego w Lao Cai - 20 000 dongów
- minivan Lao Cai do Sapa - 50 000 dongów
- mototaxi do Sapa w drodze powrotnej z trekkingu - 30 000 dongów
- bus nocny Sapa do Hanoi - 260 000 dongów
- bus+łódź+bus Hanoi do Cat Ba Town (przez Haong City i Halong Bay) - 298 400 dongów
- bus+prom+bus Cat Ba Town do Hanoi (przez Haiphong) - 220 000 dongów
- open bus ticket (z Hanoi do Sajgon + 5 miast pod drodze, ważny 1 miesiąc) - 890 000 dongów
- mototaxi w Hue - 20 000 dongów
- Ford Transit (z 22 osobami na pokładzie) z Can Tho do Chau Doc - 70 000 dongów
- mototaxi z dworca autobusowego do centrum Chau Doc - 20 000 dongów
- tuk tuk do innego tańszego hostelu w Chau Doc - 10 000 dongów
- łódź z Chau Doc do Phnom Penh - 336 000 dongów
inne
955 000
dong
ciuchy w Hoi An (2 pary spodni lnianych i 1 lniana koszula)
 
210 000
dong
- wypożyczenie kajaku w BenBeo na Cat Ba Island (floating village, 4h) - 150 000 dongów
- wypożyczenie roweru w Hoi An (1 dzień) - 20 000 dongów
- wynajem roweru w Mui Ne (1,5 dnia) - 40 000 dongów
 
372 000
dong
wejściówki do muzeów/parków/etc. W tym:
- wycieczka do tuneli Cu Chi - 170 000 dongów (w tym bilet wstępu 90 000 dongów)
- możliwość wpłynięcia na teren Halong Bay - 180 000 dongów
- Po Nagar Cham Towers w Nha Trang - 22 000 dongów
 
51 100
dong
pranie w hostelu w Hanoi (1x)
 
 
500
yuan
wiza (express)
 
 
 
 
CAŁOŚĆ WYDATKÓW
11 150 000
dong
1744
PLN
visa
 
677 000
dong
110
PLN
mastercard
 
500
yuan
275
PLN
visa
 
2 129
PLN
 
 
 
KOSZTY NA 1 DZIEŃ
76
PLN
     

Na okres pobytu w Wietnamie 1 PLN = 6400 dongów (mniej więcej)


Uwagi:
1. CAŁOŚĆ WYDATKÓW obejmuje wszystkie wypłaty z bankomatów w trakcie pobytu w kraju, zatem również wydatki nieuwzględnione w tabeli jak np. żarcie
2. Wartości w PLN na podstawie tego co bank przeliczył i zeżarł z konta
3. Wartości w CAŁOŚĆ WYDATKÓW są orientacyjne, czasami zostaje kasa z kraju z którego przyjeżdżam i ciężko to rozliczyć ale generalnie nie są to duże rozbieżności i można założyć, że wartości w tabeli są OK.

niedziela, 9 listopada 2014

Smutna i straszna lekcja historii

I cóż ciekawego dla turysty ma do zaoferowana stolica najbiedniejszego obecnie państwa w Azji Południowo-wschodniej? Z pewnością nie jest to Pekin ze swoim Wielkim Murem, kosmiczne, futurystyczne Tokio, czy choćby Hanoi ze swoją Old Quarter. Na pewno nie jest to mega atrakcja, dla której warto przemierzyć pół świata. Niestety podobnie jak Sajgon, nie oferuje zbyt wiele. A to co ciekawego to, również podobnie jak w Sajgonie, głównie miejsca poświęcone koszmarnej, nie tak odległej, historii państwa. Tak jak w Sajgonie jak najbardziej wartym odwiedzenia było Muzeum Wojny opowiadające historię koszmarnej Wojny Wietnamskiej, tak będąc w Phnom Penh nie można nie zobaczyć dwóch miejsc związanych z innymi tragicznymi wydarzeniami sprzed 40 lat w tej części świata, czyli reżimem Czerwonych Khmerów. Ba, uważam że powinien to być obowiązkowy, zaraz obok Angkor Wat, punkt wizyty każdego turysty w Kambodży.
 

czwartek, 6 listopada 2014

Wietnam. Delta Mekongu

Swoją przygodę z Wietnamem rozpocząłem wizytą w położonym na wysokości 1600 m n.p.m. górskim miasteczku Sapa i trekkingiem wśród zalegających na stokach gór wiosek i uprawianych w nich polach ryżowych. Po miesiącu przejażdżki przez cały kraj ponownie miałem okazję zajechać w rejony gdzie na rozległych polach uprawia się ryż, tym razem jednak już na całkowitych nizinach bo zaledwie na wysokości od zera do niecałych 5 m n.p.m. Tzw. „wietnamska miska ryżu” dostarczająca całemu krajowi znamienitego procentu żywności obejmuje obszar ponad 35 tyś. kilometrów kwadratowych (jak nasze całe województwo mazowieckie) i rozciąga się na długości prawie 600 km wzdłuż wybrzeża Morza Południowochińskiego. A więc obszar – jak to mawiają – nie w kij pierdział :) Oczywiście nie byłoby żadnego ryżu gdyby nie przepływająca przez ten cały teren, jak ją tu nazywają, Rzeka Dziewięciu Smoków – od dziewięciu odnóg, które wiją się przez całe to rozlewisko wpadając ostatecznie do morza. Dziewiąta najdłuższa rzeka świata zapewnia „wietnamskiej misce ryżu” stały dopływ wody w ilości ok. 13 a w sezonie deszczowym w sierpniu nawet 30 tyś metrów sześciennych na sekundę. Nie tylko zresztą wody bo również i mułu i osadów, które odkładając się wzdłuż wybrzeża powiększają i tak nie mały już obszar przesuwając linię brzegową o kolejne 100 do 150 m rocznie w głąb morza. Wszystkie te liczby mogą robić wrażenie ale dopiero zobaczenie na własne oczy Delty Mekongu, w której się żegnałem z Wietnamem, pozwala ujrzeć jak wygląda tu codzienne życie jej mieszkańców.

Wietnam. Ale Sajgon

Jak wszyscy pewnie wiedzą, a jak nie to się właśnie dowiedzą, wojna w Wietnamie zakończyła się zwycięstwem północnego komunistycznego Wietnamu. Serio? Ano tak :) Spora w tym zasługa niepozornego, małego człowieczka, który już po wojnie objął stery nad zjednoczonym już państwem. A chodzi oczywiście o Ho Chi Minha czyli wujka Ho jak go tu zwykli określać Wietnamczycy. Drobny i niepozorny, acz wyjątkowo inteligentny, władający rzekomo siedmioma językami obcymi pan po objęciu rządów w trakcie objazdówki po kraju zawitał również do ówczesnego Sajgonu. Mieszkańcy miasta i w ogóle południa kraju znali oczywiście wujka Ho, wiele o nim słyszeli, wiedzieli że to ich wybawca i ojciec opatrznościowy nowego kraju. Jednakowoż nie mieli nigdy okazji poznać go osobiście, zobaczyć na żywo. I wreszcie taka okazja się nadarzyła. Jakież było ich szczęście kiedy mogli złożyć hołd swojemu kochanemu wujaszkowi. Jakby im ktoś w gacie narobił co najmniej :) Chwila była tak wiekopomna, że aby ją upamiętnić, ale również żeby złożyć hołd wujaszkowi Ho i jego polityce władze postanowiły przeflancować nazwę miasta na Ho Chi Minh City.
A przynajmniej taką historię usłyszałem od mojego przewodnika w autobusie w trakcie wycieczki do tuneli Cu Chi, o których za chwilę. Czy to prawda? Czort go wie ale o Ho Chi Minh City właśnie będzie ta opowieść.

środa, 29 października 2014

Wietnam i jego morskie kurorty. Nha Trang & Mui Ne

Kolejny przystanek w podróży po Wietnamie miał przynieść ukojenie, odpoczynek i kilkudniowe całkowite nieróbstwo na podobno najpiękniejszych i najpopularniejszych, zarówno wśród turystów jak i autochtonów zamieszkujących ten rejon świata, plażach Wietnamu. Najpierw miałem się pluskać w turkusowych wodach morza Południowochińskiego i wygrzewać na białych plażach Nha Trang, a następnie miało być to samo tylko w jeszcze piękniejszym Mui Ne. Miało być jak z obrazka - biały piasek, błękitna przezroczysta woda, snorkling wśród raf, palmy uginające się nad wodą pod ciężarem kokosów i sączenie kolorowych drinów z palemkami na leżaku pod parasolem. A jak było? Cóż, jak to z wielkimi oczekiwaniami często (patrz Halong Bay). Nieco inaczej. Od razu napiszę - jeśli ktoś szuka tego co powyżej, niech nie szuka w Wietnamie tylko jedzie na Dominikanę czy inne Seszele bo tutaj takich obrazków nie uświadczy.

czwartek, 23 października 2014

Wietnam. Hue + Hoi An

Po spędzeniu przeszło tygodnia na północy Wietnamu czas było rozpocząć wycieczkę na południe tego – jak na razie – fantastycznego kraju. W Wietnamie funkcjonuje coś takiego co się nazywa „open ticket bus” i polega to na tym, że kupuje się jeden bilet na przejazdy autobusami przez praktycznie cały kraj od jednego miasta początkowego do końcowego z postojami w innych miastach po drodze. Cena biletu różni się zależnie od ilości miast, które chce się po drodze odwiedzić (i pośrednika który tenże bilet sprzedał) i kształtuje się w granicach od 30-kilku do 60-kilku dolarów. Taki bilet jest ważny jeden miesiąc od daty zakupu i w tym czasie można podróżować z północy na południe bądź vice-versa zależnie gdzie się w taki bilet zaopatrzyło i w którym kierunku się podąża. Jako, że ja najechałem Wietnam od północy mój bilet pokrywał trasę z Hanoi do Ho Chi Minh City na południu z następującymi miastami po drodze (w kolejności odwiedzania): Hue, Noi An, Nha Trang oraz Mui Ne. A koszt jego wyniósł 42 dolce – nieźle zważywszy na miesięczny okres ważności i ponad 2 tysiące kilometrów jakie miałem na nim pokonać. Idea tych biletów polega na tym, że (cytuję za przewodnikiem) są one dofinansowywane przez rząd (czy jakieś instytucje) i w związku z tym stanowią bardzo atrakcyjną cenowo alternatywę dla kupowania biletów autobusowych w każdym mieście osobno, a w szczególności alternatywę dla przemieszczania się po kraju pociągami. Nie wiem jak to wygląda w pierwszym przypadku, natomiast w drugim rzeczywiście jest duuużo taniej. Trasa, którą wybrałem została mi zaproponowana w hostelu w Hanoi przez recepcjonistkę, a biorąc pod uwagę moje nieprzygotowanie do podróży po Wietnamie i niewiedzę co interesującego między Hanoi a Ho Chi MInh City można w nim zobaczyć na takową się zgodziłem. I w sumie, mimo, że pewnie 99% turystów odwiedzających Wietnam właśnie te destynacje wybiera (i zapewne dlatego to mi zostało zaproponowane) to nie mogę narzekać na ten wybór. Może gdybym wiedział zawczasu o tym co przeczytałem po nie w czasie (i pomyśleć, że w liceum przeżywałem traumę pisząc wypracowania z języka polskiego, gdybym tylko wtedy umiał klecić takie konstrukcje ;) ) dorzuciłbym do tego wora jeszcze miasto Dalat, ale w sumie nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Przynajmniej jest jeden powód, żeby tu jeszcze kiedyś wrócić i odwiedzić plantacje kawy (w tym tej najdroższej na świecie parzonej z ziaren przetrawionych i wydalanych przez tutejsze cywety) rozlokowane w niedalekim sąsiedztwie tego miasta.

sobota, 18 października 2014

Wietnam. Zatoka Halong + wyspa Cat Ba

W zamierzchłych czasach kiedy państwo Wietnamskie dopiero się formowało, naród zmuszony był walczyć z najeźdźcami nacierającymi przez morze z północy. Współczując mieszkańcom kraju niedoli Bogowie postanowili im pomóc w nierównej walce i zesłali na Ziemię Smoczą matkę wraz z jej dziećmi aby te wspomogły starożytnych Wietnamczyków w obronie kraju. Potężne szmaragdy wypluwane przez smoki porozrzucane na polu walki na morzu utworzyły mur obronny, o który roztrzaskała się flota wroga. To pozwoliło na ostateczne odparcie najeźdźcy i ponownie pokój powrócił do kraju w południowo-wschodniej Azji. Po tysiącach lat szmaragdowy mur obronny zamienił się w wyspy i wysepki różnych rozmiarów i kształtów. Po wypełnieniu obowiązku Smocza matka i jej dzieci postanowiły jednak nie wracać do Niebios tylko pozostać w świecie śmiertelników i pod przybranymi ludzkimi postaciami wspomóc Wietnamczyków w uprawie roślin, hodowli zwierząt i tworzeniu lepszego jutra w lepszym kraju. Aby upamiętnić te wydarzenia miejsce gdzie wylądowała Smocza matka nazwane zostało Ha Long co tłumacząc dosłownie znaczy „lądujący smok”, natomiast miejsce gdzie wylądowały smocze dzieci nazwane zostało Bai Tu Long co z kolei w dosłownym tłumaczeniu znaczy „dzięki smoczym dzieciom”.