sobota, 6 września 2014

Kolej transsyberyjska

 
Mityczna kolej transsyberyjska zdobyta! Po 5193km i ponad 84 godzinach od wyjazdu z Moskwy 2 września dotarliśmy 6 września rano do Irkucka. Obolali od twardych leżanek, brudni i wynudzeni ale szczęśliwi, że odbyliśmy tę podróż.


Niestety (a po części może i na szczęście) większość wyobrażeń i opinii krążących wśród zachodnich turystów  kolei transsyberyjskiej można między bajki włożyć. I tak przez prawie 4 dni zamiast obżerać się pyszną solianką, pierogami, blinami z kawiorem i popijaniu tego wszystkiego zmrożoną ruską gorzałą zakupionymi za grosze na peronach od ruskich babuszek, musieliśmy się zadowolić zupkami chińskimi, batonami, nie zawsze pierwszej świeżości pieczywem z serkiem topionym kupowanymi w minimarketach przydworcowych i budkach wypchanych chińskim śmieciowym żarciem i dopełnionych plastikowymi tandetnymi zabawkami. I tylko na dwóch stacjach mieliśmy okazję natknąć się na te mityczne, przewiązane chustami, stare babuszki z wytworami z własnych ogrodów i kuchni. Na jednej z pierwszych stacji zakupiliśmy (do spółki ze współpasażerami) wiadro jabłek (akurat sprzedawali same warzywa i owoce)
Obraz nędzy i rozpaczy
przekonał nas do zakupu wiadra jabłek
Przenośny kram z jabłkami
 
natomiast trzeciego dnia na dworcu w Barabińsku dopadły nas sprzedawczynie ryb suszonych i wędzonych, placków rybnych, placków z ikry i co tam tylko można z ryby przyrządzić (poza solianką jak na ironie) oraz w mniejszej ilości innego jadła i swoim godnym politowania wyglądem i błagalnymi prośbami przekonały mnie do kupna placka z kapustą (niestety ponownie wbrew wyobrażeniom placek był jakiś taki czerstwawy i zimny)

Obnośny kram na peronie
Obnośny kram na peronie
Obnośny kram z rybami na peronie

Druga z teorii o Transsibie mówiąca o tym, że należy koniecznie przygotować tony zagrychy, a najlepiej zacząć miesiąc przed wyjazdem trenować ostre chlanie, również okazała się bujdą. I tu akurat może i dobrze, że alkohol nie lał się strumieniami (a nawet strużkami) bo inaczej – niewytrenowani - moglibyśmy tego nie przetrwać. Owszem, zdarzyło się, że ktoś jakby nieśmiało wychylił kielicha do obiadu (akurat traf chciał, że byli to nasi najbliżsi współpasażerowie z Armenii)

Armeńscy współtowarzysze niedoli

a ktoś inny zrobił może ze 4 piwka w ciągu dnia ale to wszystko co na temat alkoholu w transsibie można napisać. A co za tym idzie obyło się również bez całonocnych głośnych imprez do białego rana i odsypiania kaca następnego dnia. Mało tego – o 22-giej wszyscy grzecznie już leżeli na swoich pryczach. Jednym słowem – NUDA J Ot taki kilkanaście razy dłuższy przejazd z Gdańska do Wawy naszym TLK. Na szczęście w przeciwieństwie do polskich kolei pociągi tutaj (a przynajmniej nasz) nie mają – co szczególnie zważywszy na gigantyczne odległości i czas potrzebny do ich pokonania – praktycznie żadnego późnienia. Na prawie 5200km i 4 dni zaledwie 5 minut obsuwy. Wręcz nie do wiary kiedy przypomnę sobie jak jeszcze w sierpniu jadąc SKM-ką miałem na odcinku 44km prawie godzinne opóźnienie. Jak widać da się.

Jeśli chodzi o współpasażerów to również nie możemy narzekać. Pierwszy dzień i noc pokonaliśmy w towarzystwie dwóch pań: Maszy wracającej po 3 miesiącach do męża w Pierwouralsku i Tamary wracającej od córki z Sankt-Petersburga do domu w Omsku. Obie panie były bardzo sympatyczne, szczególnie starsza Tamara, która trenowała Kasię w języku rosyjskim. Niestety nie mam pojęcia o czym rozmawiały bo nic nie rozumiałem (gapiłem się jak ciele w gnat i głupkowato uśmiechałem ;) Tamarę pożegnaliśmy 3-go dnia przed południem.

Od lewej - Kasia, Masza, Tamara

Później na jedną noc i pół dnia prycze obok naszych zajęło dwóch młodych gości – Karim i Wania. Z początku lekko się zaniepokoiliśmy bo Wania wyglądał jak wypisz wymaluj mały Pudzian, do tego krwawiący z nosa (chociaż nie miał poobijanej gęby) ale jak się okazało niepotrzebnie. Chłopaki poszli szybko spać, wstali następnego dnia późno i tak chicho jak się pojawili tak zniknęli na dworcu w Krasnojarsku. Na ostatnim odcinku podróży dosiadła się do nas starsza Pani z okolic Bajkału. Również szalenie sympatyczna i pomocna rozmawiała z Kasią na różne tematy (niestety znowu nie wiem o czym ;)) i pomagała w obczajeniu wycieczki koleją Krugobajkalską.

Jedynie lekko irytujący było dwóch dziadów z Armenii. Jacyś tacy nie obyci z wielkim światem w najlepsze mlaskali, ciamkali, bekali i bez przerwy (absolutnie żadnej) ględzili gorzej niż przekupki na targu. Chociaż jedno trzeba im przyznać – z takim prowiantem jaki mieli na podróż też bym chyba się nie powstrzymał od mlaskania. Stół suto zastawiony prawie jak na święta.

I tak przez prawie 4 dni zmieniali nam się współlokatorzy w tym domu na kółkach, w którym nasza dwójka zadomowiła się najdłużej. Z tego co zdołaliśmy zauważyć podczas postojów na peronach, również w innych wagonach było kilku zachodnich turystów jadących z samej Moskwy, a tak to przeważnie Rosjanie jechali na krótszych odcinkach – chyba wiedzieli co ich może czekać w przeciwieństwie do nas ;)

Ja osobiście jeszcze się cieszę, że nie pojechałem tym pociągiem sam, a z Kasią. Poza oczywistymi powodami, nieoceniona okazała się jej znajomość rosyjskiego. Nie wyobrażam sobie jak radzą sobie zachodnioeuropejscy turyści – szczególnie podróżujący w pojedynkę – bez znajomości choćby kilku słów lub umiejętności czytania cyrylicy. Znaczy pewnie się da, ale z nudów można się pociąć czerstwą bułką.

Podsumowując – fajnie, że się przejechaliśmy koleją transsyberyjską, że spełniliśmy jedno z większych naszych marzeń. Szkoda tylko, że marzenia czasem się rozjeżdżają z rzeczywistością. Oczywiście nie żałuję że pojechaliśmy, ale nie rozumiem szału tych wszystkich entuzjastów Transsibu. Drugi raz, chyba bym się nie dał na to namówić.

Poniżej jeszcze tradycyjnie garść zdjęć i link do youtuba Kasi z filmikiem zrobionym samoistnie przez jej telefon (wciąż nas to zadziwia)


Kasia w transsibie

Kasia w transsibie

Kasia w transsibie

Mieliśmy nadzieję, że tak będzie wyglądał nasz pociąg...

...niestety wyglądał tak

A to autor posta gdzieś na zagubionej stacji

I podczas postoju w Ekaterynburgu
(tak wiem - skarpety w sandałach, ale wbrew pozorom
 to nie najgorszy look w transsibie)

A w takich szklanicach piliśmy....herbatę

4 dni na zupkach chińskich - koszmar.
Przez następne 10 lat nie spojrzę na to dziadostwo

Kasia i prowadnik w naszym wagonie
****FILMY z Kasi telefonu****



9 komentarzy:

  1. Cześć, właśnie wróciliśmy z Sasina i tata już nie mogąc się doczekać Waszej relacji z podróży od razu otworzył komputer - no i przeczytaliśmy . Najważniejsze, że macie tę część podróży za sobą i to w miarę spokojną ! Super przeżycie, tata bardzo Wam zazdrości. Teraz możecie być expertami jeżeli chodzi o Transsib i możecie udzielać innym rad. Fajne fotki (dobrze, że widać Was na nich). śledzimy pogodę w tamtych rejonach i chyba jeszcze zimy nie widać? Ciekawe gdzie teraz jesteście. Pozdrawiamy i ściskamy Was moooooooooooocno ! Trzymajcie się i bżdzcie z nami w kontakcie. Pa, Pa, Pa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ekspertami to nie wiem ale zdarzyło się, że Kasia jakiejś ruskiej pasażerce tłumaczyła jak coś tam ogarnąć :) Ale nie wiem czy drugi raz się na taką jazdę zdecyduję. Zimy faktycznie nie widać, chociaż poranki i wieczory w Irkucku i szczególnie teraz w Ułan Bator skąd piszę są bardzo zimne. Przydałyby się nawet rękawiczki. Ale popołudniem robi się na tyle ciepło, że w samym podkoszulku można łazić. Więc pogoda taka jakiej nie lubię...ciężko się ubrać na cały dzień.

      Usuń
  2. Cześć

    Ciekawska rzecz - 4 dni jazdy i 5 minut spóźnienia. Warto pewnie przeżyć to chcoiaż raz. Kiedyś słyszałem takie zdanie "Są tacy co czytają o Everescie i tacy co na niego wchodzą". Ja narazie czytam o Transsibie dzięki Waszej relacji, ale może w przyszłości...

    Pozdrowienia i czekam na kolejne wieści z wyprawy

    Paweł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj warto to przeżyć, nawet nie raz czego Wam i sobie i wszystkim Polakom życzę :) Pozdrawiamy z Ułan Bator i dziękujemy za komentarz!! Mam nadzieję, że wybierzecie się z Agnieszką razem z nami na krugobajkalski trekking wzdłuż jeziora w przyszłym roku. Liczymy na Was :)

      Usuń
  3. Droga Kat i Drogi Ben,
    pozdrowienia ze Stajennej na początek :)
    Oszwałdowscy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy i również pozdrawiamy z... Ułan Bator :)

      Usuń
  4. O Wy Quanty! Ale podziwiam i zazdroszczę! Będę Was podglądała co jakiś czas na pewno!
    Bawcie się dobrze, korzystajcie jak najwięcej i wracajcie cali i zdrowi, żeby jak najwięcej opowiedzieć :o)
    Pozdrawiam ciepło,
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to niespodzianka. Kto się wygadał? :) Zapraszamy oczywiście, podglądaj kiedy chcesz. Pozdrawiamy

      Usuń
    2. No jak to kto , Wujek! ;o)

      Usuń