sobota, 18 października 2014

Wietnam. Zatoka Halong + wyspa Cat Ba

W zamierzchłych czasach kiedy państwo Wietnamskie dopiero się formowało, naród zmuszony był walczyć z najeźdźcami nacierającymi przez morze z północy. Współczując mieszkańcom kraju niedoli Bogowie postanowili im pomóc w nierównej walce i zesłali na Ziemię Smoczą matkę wraz z jej dziećmi aby te wspomogły starożytnych Wietnamczyków w obronie kraju. Potężne szmaragdy wypluwane przez smoki porozrzucane na polu walki na morzu utworzyły mur obronny, o który roztrzaskała się flota wroga. To pozwoliło na ostateczne odparcie najeźdźcy i ponownie pokój powrócił do kraju w południowo-wschodniej Azji. Po tysiącach lat szmaragdowy mur obronny zamienił się w wyspy i wysepki różnych rozmiarów i kształtów. Po wypełnieniu obowiązku Smocza matka i jej dzieci postanowiły jednak nie wracać do Niebios tylko pozostać w świecie śmiertelników i pod przybranymi ludzkimi postaciami wspomóc Wietnamczyków w uprawie roślin, hodowli zwierząt i tworzeniu lepszego jutra w lepszym kraju. Aby upamiętnić te wydarzenia miejsce gdzie wylądowała Smocza matka nazwane zostało Ha Long co tłumacząc dosłownie znaczy „lądujący smok”, natomiast miejsce gdzie wylądowały smocze dzieci nazwane zostało Bai Tu Long co z kolei w dosłownym tłumaczeniu znaczy „dzięki smoczym dzieciom”.

Takaż to legenda stoi za najbardziej znanym wśród turystów miejscem w Wietnamie, za w ogóle jednym z bardziej rozpoznawalnych miejsc na Ziemi, za jednym z nowych siedmiu cudów świata, za miejscem wpisanym na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, za miejscem gdzie sam James Bond skakał do morza z samolotu, za muzą poetów i reżyserów filmowych, wreszcie za miejscem, o którym od nastu lat marzyłem żeby je kiedyś zobaczyć. Jak widać oczekiwania były ogromne, a takowe niestety bardzo łatwo zawieść. A chodzi oczywiście o Halong Bay.
Halong Bay

Jeden z dziesiątek promów kursujących po zatoce Halong
Na zwiedzanie Zatoki wybrałem się jednym z dziesiątek statków/łodzi turystycznych po niej kursujących wraz z dziesiątkami innych turystów z całego świata. Nie wykupiłem jednakowoż, jak spora część z nich, pełnego pakietu obejmującego zwiedzanie jaskiń, wynajem kajaków w pseudo rybackiej wiosce czy wreszcie noclegu na tejże turystycznej łodzi/statku. Po pierwsze taka przyjemność odpowiednio dużo kosztuje, a jak wiadomo w przeciwieństwie do Niemców, Australijczyków czy innych krezusów tego świata, większość Polaków nie narzeka na nadmiar gotówki (a przynajmniej niestety ja), a po drugie jaskiń u nas w Polsce pod dostatkiem, kajak można wynająć w lepszym miejscu za mniejsze pieniądze (co też uczyniłem ale o tym później) a nocleg na łodzi to też wątpliwa przyjemność. Z tego wszystkiego warty tych pieniędzy mógłby być co najwyżej widok zachodzącego tudzież wschodzącego słońca widoczny z łodzi zacumowanej gdzieś pośród skał zatoki. Ale tego ostatniego nikt nie gwarantował, zresztą kto by się zrywał skoro świt, żeby oglądać tak banalny obrazek jak wschód słońca nad morzem (Marian Marynarz pewnie potwierdzi J )

Tak więc za jedyne 478tyś dongów wietnamskich (prawie pół bańki, nieźle J ) zakupiłem bilet na autobus z Hanoi do miasta Halong nad samą Zatoką, tam bilet na łódź turystyczną i bilet uprawniający do wjazdu na teren Zatoki oraz kolejny bilet autobusowy z przystani na wyspie Cat Ba, do której cumowała łódź turystyczna, do miasta Cat Ba na tejże wyspie. Całość zająć miała ok. 10 godzin z czego ok. 5-6 godzin trwał rejs przez zatokę Halong. Gwoli wyjaśnienia, wyspa Cat Ba jest największą i (chyba) jedyną na stałe zamieszkaną wyspą z archipelagu wysp na zatoce Halong i ta wyspa była moim kolejnym po Hanoi celem w Wietnamie. Różnie można się tam dostać, również omijając najciekawsze fragmenty zatoki Halong (czyli te sławetne wystające wszędzie z wody skały wapienne) – ja postanowiłem jednak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i wykorzystać mój przejazd na wyspę Cat Ba do zobaczenia tychże najciekawszych miejsc (zgodnie zresztą ze sugestią recepcjonistki w moim hanoiskim hostelu). Sam rejs przez Zatokę obfitował, poza niespiesznym podziwianiem widoków, jak wspomniałem wyżej, w 40-minutowy postój na zwiedzanie jakiejś rzekomo ciekawej jaskini (jak się jednak później dowiedziałem od tych, którzy ją odwiedzili niekoniecznie wcale takiej ciekawej) oraz około godzinny postój w jakiejś mizernej wiosce rybackiej (w której nie zanotowałem prawie żadnego rybaka za to mnóstwo właścicieli kajaków i sprzedawców koszmarnie drogich napojów i żarcia) gdzie można było wypożyczyć kajaki i popływać między wystającymi z wody skałami. Ci z turystów, którzy mieli pakiet all-inclusive mieli te atrakcje w cenie, reszta – w tym ja – jeśli chcieli z tego skorzystać musieli sięgnąć głębiej do kieszeni. Ja nie chciałem i chyba dobrze zrobiłem. Po dopłynięciu do wyspy Cat Ba łódź wrzuciła ponownie tych turystów bez mega pakietu, a resztę zabrała i odpłynęła zacumować gdzieś na noc ku uciesze tych nielicznych zamożnych. Ja natomiast z innymi porzuconymi wsiedliśmy w autobus i udaliśmy się do miasta Cat Ba gdzie miałem spędzić kolejne 3 dni.
Widok na miasto Cat Ba (w tle) i port rybacki

Uliczka w mieście Cat Ba
Wyspa jest w zasadzie parkiem narodowym (ponad połowa jej powierzchni jest na tenże przeznaczona) z jednym miasteczkiem i kilkoma małymi wioskami. Całość populacji to pewnie nie więcej jak 15tyś osobników. Najciekawszym z nich zamieszkującym wyspę jest natomiast białogłowy langur – jeden z najbardziej zagrożonych gatunków naczelnych na ziemi. Z ciekawszych rzeczy na wyspie znaleźć można również (kolejną) jaskinię, tzw. Hospital Cave, która w trakcie wojny wietnamskiej służyła Wietkongowi za szpital. W 3 salach znalazło się miejsce m.in. na basen czy salę kinową. A przynajmniej tak czytałem bo nie odwiedziłem ani tej jaskini, ani parku narodowego z langurami i innymi stworzeniami, który wg opisu z przewodnika mógłby śmiało stanowić tło dla parku jurajskiego Spielberga. Nie zdecydowałem się na to bo nie na wszystko co ciekawe do zobaczenia po drodze mnie stać, a tutaj wyszedłem z założenia, że stosunek kosztów do zaspokojenia ciekawości świata będzie za wysoki. Zresztą langura i tak zapewne bym nie zobaczył bo jest go tam tak mało, że mało kto go w ogóle widział. Taki yeti trochę. Trochę mi może szkoda Hospital Cave ale nie na tyle żeby mi to spędzało sen z powiek. Tak czy siak pobyt na wyspie chciałem wykorzystać na błogie nic nierobienie na jednej z tamtejszych plaż i odpoczynek po szaleńczej gonitwie przez Chiny i zgiełku Hanoi. Plaże niestety okazały się nie takie jak sobie wymarzyłem (małe, bez palm i pozajmowane przez drogie hotele, aczkolwiek dostępne dla gawiedzi) ale i tak odpocząłem. Za to woda była taka jak lubię - jakieś 25 stopni na oko J. Chociaż z drugiej strony piekielnie słona co mnie zaskoczyło bardzo - nie spodziewałem się że Morze Południowo-Chińskie jest tak słone.
Jedna z 3 plaż w pobliżu miasta Cat Ba

Plaża na wyspie Cat Ba (i hotelowe parasole)
Jak pisałem wyżej, w trakcie rejsu po Halong, dobrze zrobiłem nie płacąc za wynajem kajaku w wiosce rybackiej bo takowy wynająłem sobie sam będąc już na wyspie Cat Ba. I nie dość, że zapłaciłem mniej, to jeszcze moja wioska rybacka, po której miałem okazję popływać (sam, a nie w towarzystwie rozentuzjazmowanego tłumu dzikich turystów w 150 kajakach jeden przy drugim jak to miało miejsce w trakcie rejsu), okazała się znacznie bardziej imponująca. Do odwiedzenia jej skłoniły mnie zdjęcia z google maps, na których zobaczyłem całe mrowie łódeczek i domków na wodzie pomiędzy skałami zatoki Lan Ha (część zatoki Halong na wschodnim wybrzeżu wyspy Cat Ba). Zobaczenie takiej pływającej wioski było kolejną rzeczą na liście moich wielkich życzeń do zobaczenia i faktycznie robiła wrażenie. Dziesiątki, setki skleconych z byle czego malutkich domków poustawianych na drewnianych kratownicach, które z kolei umocowane były na pływających beczkach czy styropianie zapewniających całej konstrukcji pływalność. Przestrzeń w kratownicy między drewnianymi belkami z kolei wyłożona była rybackimi sieciami (choć nie wszędzie). Każdy taki domek ustawiony na swojej kratownicy sprawiał wrażenie odrębnej posesji z ogródkiem. Tylko zamiast płotu była woda. I tak jedna działka przy drugiej. Dziesiątki, setki domków po sąsiedzku. Jedne bliżej siebie tak, że można się przedostać do sąsiada suchą nogą, inne kawałek dalej, że trzeba wsiąść w łódkę i przepłynąć 3, 5 lub 10 metrów aby wpaść na kawę po sąsiedzku. I tak naprawdę, poza tym, że cała wioska unosiła się na wodzie, to niczym się to nie różniło od zwykłej, biednej wioski gdzieś np. na wschodzie Polski. Mało tego, tak jak u nas na wsiach każdego obejścia strzeże burek tak również tam każdy prawie domek miał swojego psa-stróża. Najciekawsze było, że te wszystkie ujadające na obcego psy, kiedy tak biegały wściekłe po tej kratownicy stworzonej z desek o szerokości czasem zaledwie 20cm nie wpadały do wody. Raz jak z jednego domu z ogromnym impetem wyskoczył wściekły wilczur byłem pewien, że nie wyhamuje i wyląduje w wodzie (albo w moim kajaku co gorsza), ale w porę się zatrzymał jakby wpadł na jakiś niewidzialny płot. Podejrzewam, że niejeden lądowy pies wylądowałby po takim szturmie w wodzie.
Kajakiem po wsi

Jeden z domków we wsi rybackiej

I kolejny domek i zaparkowana na posesji furmanka
Z wyspy Cat Ba do Hanoi wracałem już inną drogą – wprost na zachód przez miasto Haiphong. A to dlatego, że gdybym chciał znowu płynąć przez zatokę Halong (na północ od wyspy Cat Ba) musiałbym ponownie zapłacić 9$ opłaty wjazdowej. A do tego całość zajęłaby znacznie więcej czasu.

Tak jak napisałem we wstępie moje oczekiwania co do zatoki Halong były przeogromne. Spodziewałem się, że przez cały rejs nie będę mógł pozbierać szczęki z ziemi, że mnie ten widok oszołomi, że będzie to najwspanialsza rzecz jaką kiedykolwiek przyszło mi dane oglądać. I żeby nie było – zatoka Halong naprawdę jest bardzo ładna. Bardzo się cieszę, że miałem okazję ją zobaczyć i nie żałuję ani jednej złotówki na ten cel wydanej i ani jednej minuty tam spędzonej. Te wszystkie wapienne skały wystające z wody naprawdę robią wrażenie. Sęk w tym, że nie tak ogromne jak myślałem. Że Zatoka mimo, iż piękna to nie tak boska jak się spodziewałem. Następnym razem będę chyba musiał trochę ograniczyć swój optymizm i nie nagrzewać się tak bardzo bo zbyt łatwo można zawieść tak ogromne oczekiwania.

Tradycyjnie na koniec więcej zdjęć:
W porcie w mieście Halong

Jeden z turystycznych statków/łodzi kursujących po Halong Bay

A to mój statek :)

Postój w rejsie na zwiedzanie jaskini

Kapitan naszej krypy

Widoki po drodze w trakcie rejsu

Wapienne skały Halong Bay

Łódki w rybackiej wiosce

Halongowy rybak

W porcie w mieście Cat Ba
(pomogłem przy okazji dźwigać te kosze z rybami)

Kutry w porcie w mieście Cat Ba

Kutry w porcie w mieście Cat Ba

Kutry w porcie w mieście Cat Ba

Rybak w pobliżu miasta Cat Ba
(łowił na haczyk i żyłkę)

Rybak w pobliżu miasta Cat Ba
(łowił na haczyk i żyłkę)

Kutry w pływającej wiosce rybackiej w Lan Ha Bay

Pływająca wioska rybacka w Lan Ha Bay

Pływająca wioska rybacka w Lan Ha Bay

Jedno z domostw z obejściem
w wiosce rybackiej w Lan Ha Bay

Pływająca wioska rybacka w Lan Ha Bay

Rybak z wioski przy robocie

I kolejny

I żeby nikt mi nie zarzucił, że ten cały post mi się przyśnił :)
 
PS.
Przypomniała mi się na koniec jeszcze jedna sprawa...taka praktyczna wskazówka od wujka dobrej rady. Otóż jakby ktoś z czytelników się kiedyś przypadkiem wybierał do Wietnamu i miał zamiar przemieszczać się po kraju autobusami (które są tańsze niż pociągi, choć niekoniecznie bezpieczniejsze i wygodniejsze) to w miarę możliwości proponuję dopilnować aby plecak, który z reguły wędruje do luku bagażowego, został tam wsadzony jako jeden z pierwszych, tzn. żeby się nie znalazł na stercie innych bagaży tuż przy drzwiach do tegoż luku. A wspominam o tym nie bez kozery. Otóż kiedy jechaliśmy autobusem z Hanoi do Halong City udało nam się zgubić po drodze plecak jednej z turystek J I gdyby nie interwencja mijających kierowców, z których jeden nas zatrzymał (trąbiąc zajechał drogę) oraz kierowcy jednego z autobusów jadących za nami, który zabrał plecak z drogi, to dalszy ciąg wycieczki tej dziewczyny byłby podejrzewam cholernie mało przyjemny. Ot, podróżowanie po rubieżach cywilizacji ;)

9 komentarzy:

  1. Hej,
    Obrazki rewelacyjne. Rzeczywiście wysepki znane chyba każdemu (oczywiście nie z autopsji) i widoki zapierające dech - a co dopiero oglądanie tego "na żywo". Tylko zazdrościć.
    A selfie rzeczywiście niezbędne; już zapomnieliśmy jak wyglądasz. Widać, że słońce operuje.
    A swoją drogą: najlepsze życzenia urodzinowe; wielu, wielu dalszych wrażeń; kolejnych krain i zdrowia, zdrowia, zdrowia (z resztą lepiej czy gorzej, ale sobie poradzisz).
    Pa, tęsknimy za Tobą,
    Rodzice

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyglądam tak samo tylko wąsy już mi włażą w usta i połowa makaronu przy obiedzie tam się zatrzymuje :) A słońce rzeczywiście operuje niemiłosiernie. Zawsze lubiłem dużo słońca i ciepło ale tutaj czasami to już przesada.
      Dzięki za życzenia! Pozdrawiam

      Usuń
  2. Hej,
    Fantastyczne zdjęcia. No i fabuła też niczego sobie; jak zwykle zresztą. Także tak trzymaj i zaopatruj nas w nowe materiały, których z ciekawością wyczekujemy. A przy okazji; chyba zyskałeś nowego "czytelnika", a przynajmniej "oglądacza", i to z Filipin. Chłopak jest zachwycony Twoimi zdjęciami, a to nie bez znaczenia, jako że sam od paru lat para się fotografią. Ot taki bonus dla Ciebie:)
    Pozdro,
    Filip the brat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Chociaż mi osobiście fotki stamtąd akurat średnio się podobają. Ale jak się pochodzi z rodziny, w której jest dwóch "najlepszych" fotografów świata to nie trudno zabłysnąć ;) Pozdro

      Usuń
    2. Muszę dodać jak Filip: hehehe:)
      I wszystko jasne co do tych najlepszych fotografów

      Usuń
  3. Benio wszystkiego najlepszego w dniu twoich urodzin. Cieszymy się że tak uroczo, zdrowo i szczęśliwie wyglądasz :) Życzymy ci tego rogwieżdżonego nieba i miejsc które przerosną twoje wyobrażenia. Myślimy o tobie często i obrabiamy Ci ...
    Trzymamy kciuki :D
    Wierni anonimowi MW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenia! A mój wygląd na zdjęciach to chyba zasługa niezłego warsztatu w obróbce fotografii. W rzeczywistości jestem zarośnięty, wychudzony i brudny ;) Ale szczęśliwy :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Benio nie ograniczaj swojego opytmizmu pliiiz ;)

    OdpowiedzUsuń