środa, 29 października 2014

Wietnam i jego morskie kurorty. Nha Trang & Mui Ne

Kolejny przystanek w podróży po Wietnamie miał przynieść ukojenie, odpoczynek i kilkudniowe całkowite nieróbstwo na podobno najpiękniejszych i najpopularniejszych, zarówno wśród turystów jak i autochtonów zamieszkujących ten rejon świata, plażach Wietnamu. Najpierw miałem się pluskać w turkusowych wodach morza Południowochińskiego i wygrzewać na białych plażach Nha Trang, a następnie miało być to samo tylko w jeszcze piękniejszym Mui Ne. Miało być jak z obrazka - biały piasek, błękitna przezroczysta woda, snorkling wśród raf, palmy uginające się nad wodą pod ciężarem kokosów i sączenie kolorowych drinów z palemkami na leżaku pod parasolem. A jak było? Cóż, jak to z wielkimi oczekiwaniami często (patrz Halong Bay). Nieco inaczej. Od razu napiszę - jeśli ktoś szuka tego co powyżej, niech nie szuka w Wietnamie tylko jedzie na Dominikanę czy inne Seszele bo tutaj takich obrazków nie uświadczy.

Nha Trang bardziej mi przypominał uboższą wersję Miami na Florydzie (a przynajmniej takie Miami jakie znam z telewizji bo nigdy tam nie byłem) z wysokimi kilkudziesięciokondygnacyjnymi hotelami tuż przy plaży oddzielonymi od niej ruchliwą nawet czteropasmową w niektórych miejscach ulicą pełną aut i skuterów. Palmy, owszem były posadzone ładnie w rządku wzdłuż ulicy, żeby całość nie sprawiała wrażenia kompletnie zabetonowanego i nienaturalnego. Plaża była, owszem szeroka, ale na pewno nie biała, zaś woda, owszem bardzo ciepła, ale mętna, cholernie słona i kolorem na pewno nie przypominała turkusu, bardziej rozwodnioną zupę szczawiową.

Plaże Nha Trang

Plaże Nha Trang


Obnośny kram na plaży w Nha Trang

Całości zaś dopełniały setki Rosjan, obowiązkowo w złotych łańcuchach na szyjach i z piwem w ręku. W ogóle miałem wrażenie, że było ich tam więcej niż faktycznych mieszkańców miasta. Zresztą musiało być ich sporo i to nie tylko w trakcie mojego pobytu, bo prawie wszystkie hotele, sklepy, sklepiki czy nawet apteki miały szyldy również w języku rosyjskim. W każdej restauracji i pubie było menu pisane cyrylicą. Podejrzewam, że pewnie połowa mieszkańców potrafiłaby się dogadać w języku Puszkina. Swoją drogą będąc na miejscu prezydenta czy premiera Wietnamu sen z powiek mogłaby mi dziś spędzać ewentualna aneksja tego nadmorskiego kurortu przez cara Władimira i jego świtę. I gdyby nie fakt, że będąc jeszcze w Hoi An zarezerwowałem hostel w Nha Trang na dwie noce i chcąc się z tego wycofać musiałbym przełknąć stratę opłaconego z góry depozytu to prawdopodobnie w mieście zostałbym tylko na jedną noc. Chociaż z drugiej strony ominęłaby mnie wtedy wycieczka, którą sobie zrobiłem drugiego dnia, do pobliskiej świątyni Po Nagar Cham Towers. Niewielki kompleks składający się z kilku średnich i małych świątyń i kapliczek powstałych pomiędzy VII a XIIw. Może szału nie robi ale miła odmiana od głośnego wcale nie ładnego kurortu.

Po Nagar Cham Towers w pobliżu Nha Trang

 
Po Nagar Cham Towers w pobliżu Nha Trang

Rzecz jasna nie mogło zabraknąć i tam Rosjan, wśród których była nawet młoda para na sesji zdjęciowej. Bogu dzięki pan młody nie miał złotego łańcucha i w ogóle nie przypominał wyglądem typowego przedstawiciela swojego narodu ba wakacjach, tj. ani nie był gruby, ale tez nie wyglądał jakby ktoś go zatrzasnął w siłowni na pół roku i tuczył hormonem wzrostu. Ale żeby nie było - nie mam nic do Rosjan J

Coby się później pochwalić kolegom w daczy pod Moskwą ;)

Tak czy siak Nha Trang nie przypadł mi zupełnie do gustu. Podejrzewam, że mogłyby się tu odnaleźć osoby głównie młode, skore do zabawy w licznych dyskotekach, barach i pubach, do których można wyskoczyć niemalże z plaży i które odnajdują się w głośnych imprezowych miejscach. Czyli dokładnie takie jak nie ja J

Co do Mui Ne natomiast mam mieszane uczucia. Bo z jednej strony również nie znalazłem tu turkusowej, przejrzystej wody, palm kokosowych uginających się tuż nad wodą czy śnieżnobiałych plaż, ale za to miejsce nie sprawiało wrażenia wielkiego, zabetonowanego kurortu. Właściwie żeby być dokładnym Mui Ne to bardzo niewielkie miasteczko rybackie z wąskimi, krętymi uliczkami obstawionymi biednymi i brudnymi budynkami i szopami i niewielką plażą z portem rybackim, na której codziennie skoro świt dziesiątki restauratorów i właścicieli mniejszych wyszynków zaopatrują się w ryby i owoce morza. Na plażę bez problemu doprowadzi nas już z daleka odrażający odór wysychających na słońcu resztek niesprzedanych, zgubionych, rozczłonkowanych ryb, krabów i miliona niezidentyfikowanych obrzydliwych skorupiaków, mątw, osmiornicowatych i Bóg raczy wiedzieć czego jeszcze. Ja na plaży wytrzymałem tak długo jak długo mogę wytrzymać na bezdechu ;) No może trochę dłużej. Żeby być świadkiem odbywającego się rano targu trzeba się tu pojawić naprawdę skoro świt. Ja tego dnia wstałem o 6:30 i po kilkudziesięciominutowej jeździe na rowerze dotarłem tam koło 7:15. Niestety było już za późno - plaża była pusta z nielicznymi grupkami kobiet przebierającymi resztki obślizgłego żarcia w wiadrach i miskach i nielicznymi rybakami czyszczącymi swe sieci. Nie mniej wizyta warta zachodu i drałowania na rowerze przez 7km w jedną stronę.

Kutry i łódki rybackie w wiosce Mui Ne

Porcjowanie śledzi na plaży w wiosce Mui Ne

I czyszczenie sieci

Natomiast miejsce gdzie ja się zatrzymałem na kolejne dwa dni - czyli to turystyczne Mui Ne - to w zasadzie jedna ulica po drodze z wioski rybackiej Mui Ne do miasta Phan Thiet na zachód. Na odcinku kilku kilometrów wzdłuż drogi znajdują się dziesiątki mniejszych hotelików i większych luksusowych resortów z prywatnymi plażami. Dużą zaletą Mui Ne w porównaniu do Nha Trang jest to, że ten kilkukilometrowy ciąg hoteli oddziela główną drogę od plaży, na której dzięki temu jest zdecydowanie ciszej i bardziej kameralnie. Do tego przy prawie każdym hotelu znajdują się leżaki i palmowo-słomiane parasole. Całość może nie wygląda dziko i rajsko jak na to liczyłem ale w przeciwieństwie do Nha Trang da się tu wypocząć.

Widok z plaży na mój hotel z basenem :)
(i wcale nie płaciłem za niego dużo)

Sporo jest również wszelkiego rodzaju szkółek wind/kite/i zwykłego surfingu a nawet takich wynalazków jak flyboard (pierwszy raz widziałem na żywo i wyglądało extra). Niestety cenniki przyprawiały o bezdech.
Będąc w Mui Ne można się wybrać również na znane w okolicy wydmy czerwone (zwane również żółtymi) oraz białe. Te pierwsze dzięki względnie niewielkiej odległości ok. 11km od hotelu postanowiłem odwiedzić na rowerze przy okazji wizyty we wsi rybackiej. I szczerze pisząc bardziej polecam nasze swojskie wydmy w Łebie mimo, że nie czerwone (ani żółte). Większe i bardziej efektowne. Do tych drugich natomiast musiałbym pedałować kolejne 20km co było o jakieś 20 za dużo jak na przejażdżkę rowerową w 40-to stopniowym ukropie. Nawet mimo, że podobno dużo lepsze od czerwonych.

Obnośny kram na wydmach

Czerwone wydmy w pobliżu Mui Ne

Mało tego, w tej niewielkiej miejscowości można znaleźć jeszcze jedną atrakcję - Fairy Spring. Strumyk wijący się wzdłuż wydm i ciekawych formacji skalnych. Z braku laku można się przejść w górę strumyka brodząc po kostki w rześkiej wodzie, lepsze to niż kolejne pół godziny plackiem na plaży, chociaż ponownie - nic rewelacyjnego. Podobno, za jakieś 5 dolców, można się również w okolicy przejechać na strusiu, ale nie próbowałem.

Fairy Spring w Mui Ne

Fairy Spring w Mui Ne

Pobyt w Mui Ne można zakończyć beztroskim wylegiwaniem się na hotelowym leżaku pod parasolem, popijając przez słomkę sok prosto z wielkiego kokosa za jedynego dolara, wsłuchując się w szum fal rozbijających się na piaszczystej plaży. Co serdecznie wszystkim polecam z własnego doświadczenia J

Tradycyjnie na koniec więcej zdjęć:

Plaża w Nha Trang

Plaża w Nha Trang
(prywatny hotelowy parasol i leżaki)

Plaża w Nha Trang
(prywatny hotelowy stolik i kszesła)

Wypoczynek na plaży w Nha Trang

I aktywny wypoczynek

Ulice Nha Trang

Kolejka linowa (podobno najdłuższa na świecie)
z portu Nha Trang na pobliską wyspę
z wielkim kurortem wypoczynkowym.
Nie, nie jechałem tym :)

Kolejka linowa (podobno najdłuższa na świecie)
z portu Nha Trang na pobliską wyspę
z wielkim kurortem wypoczynkowym

Po Nagar Cham Towers w pobliżu Nha Trang

Po Nagar Cham Towers w pobliżu Nha Trang

Po Nagar Cham Towers w pobliżu Nha Trang
(wnętrze jednej z kapliczek)

Po Nagar Cham Towers w pobliżu Nha Trang
(wnętrze jednej z kapliczek)

Widoki po drodze z Nha Trang do Po Nagar Cham Towers

Plaża Mui Ne i biedna małpka na strasznie krótkim
łańcuchu miejscowego moczymordy

Plaża Mui Ne i biedna małpka na strasznie krótkim
łańcuchu miejscowego moczymordy

Plaża Mui Ne i biedna małpka na strasznie krótkim
łańcuchu miejscowego moczymordy

Obnośny kram na plaży Mui Ne

Mui Ne

Mui Ne

Bleeee...

Sklepik na plaży w wiosce rybackiej Mui Ne

Średnio chyba jest wesołe
życie staruszka w Wietnamie

Czyszczenie sieci w wiosce rybackiej Mui Ne

Plaża przy porcie w wiosce Mui Ne


Plaża przy porcie w wiosce Mui Ne

Przesiewanie podrobów

Nawet na plaże wjadą tymi
cholernymi skuterami :)
(w wiosce rybackiej Mui Ne)

Port rybacki w wiosce Mui Ne

Grób na cmentarzu gdzieś w okolicach Mui Ne.
Jak się przyjrzeć można zobaczyć niezbyt miło
kojarzący się w Europie symbol. Ale tutaj
można go spotkać dość często (szczególnie
właśnie na grobach ale też różnych świątyniach)

Fairy Spring w Mui Ne

Widok z drzwi do mojego hotelowego pokoju w Mui Ne :)

Kokos którym się raczyłem w Mui Ne
(zupełnie inny i przynajmniej ze 2 razy
większy niż te znane w Polsce)

4 komentarze:

  1. Tradycyjnie wieszam link na Fb.
    A co do map wspominanych pod poprzednim postem: klikalny link mógłby wystarczyć z braku czasu na głębsze zajmowanie się tym w trakcie podróży. No ale się już nie mądrzę, skorom przez wiele tygodni sobie nie mógł poradzić z pozostawieniem tu komentarza, dopiero blogger pomógł...
    Czekam na dalsze odcinki, tak trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za rozpowszechnianie wiedzy o mojej wycieczce :)
      Co do map - zrobiłem co potrafiłem i jest na blogu link do mapy z trasą podróży (pod tytułem "Gdzie są Quanty" jest zakładka "Trasa"). Nie wygląda to tak jak powinno ale lepiej na razie nie potrafię. Może w przyszłości będzie lepiej.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. o i widzisz Benio, taka mapa to już coś! serdeczne dzięki
    myślę o tej biednej małpce.. a to parszywy moczymorda! :)

    my (wujek, ciocia i Filipino; Kasia w pracy niestety) dzisiaj byliśmy na cemntarzach a potem na ciastku w jednaj z popularnych gdańskich kawiarni. wszyscy cieszymy się Twoją przygodną i jednoznacznie uznajemy zdjęcia za fenomenalne -zwłaszcza te robione z góry. jak Ty to robisz?! :)

    pozdrowienia
    ~M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz serca pisząc mi o ciastkach w popularnej kawiarni. Ja od miesięcy na smażonym na przemian ryżu i makaronie z warzywami jadę a o ciastkach w kawiarni mogę śnić co najwyżej. Ale sama chciałaś - ja za to się ostatnio delektowałem khmerską zupą Amok z widokiem na świątynię Ta Prohm znaną Ci być może z Tomb Raider'a :P
      Pozdro

      Usuń